Za dwa tygodnie sto dni minie,
gdym Cię ujrzał i poczuł
jakbym stał na bojowej minie.
Kiedyś na prawdziwej stałem,
i nikt nie będzie bredził,
że konfabulowałem.
Odkąd widziałem Cię po raz ostatni,
dobija osiemdziesiąt dni tej matni.
Co dzień, po zmroku zdycha...,
Rankiem znów zmartwychwstaje,
licząc na cud, na szczęścia łut.
Za ten stan jestem Ci wdzięczny,
tak cudowny, tak niedorzeczny.
Roztrwonionych na nic dni sto.
Nie do odzyskania, ot co.
Tęsknota niczym czarny nikab,
gęstą pustką do wnętrza wnika.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz