Blog nie dla wrażliwców, zawiera gorszące treści, rozum ich nie ogarnia, sedno się w dupie mieści.

czwartek, 11 czerwca 2015

K.O.T.W. Życie zbyt krótkie jest...






Życie zbyt krótkie jest... K.O.T.W. feat Aiwka



    Ścieżka dźwiękowa została wykonana przez KsK. Został wykorzystany sampel zespołu Fenomen z albumu "Sam Na Sam".
    Nagranie audio udostępnione przez Rudego Radom.


11 komentarzy :

  1. Czytam teksty Bartka, śledzę to co jest tu zamieszczane i nie wierzę jak samotny był ten chłopak, jak bardzo krzyczał i potrzebował pomocy i wyciągnięcia do niego ręki. Rysunek pokazuje jego dwie twarze - tą normalną i trzeźwo myśląca i tą drugą zagubioną, pod wpływem. Jego historia jest tragiczna, ale tak się dzieje kiedy młody człowiek sięga po narkotyki... I niech ktoś kto twierdzi inaczej pierwszy rzuci kamień... Wszyscy koledzy, bliżsi i dalsi wiedzieli jaki "Kaski" miał problem- ale jak sam pisał lepiej było mówić, że "ma zrytą głowę".

    OdpowiedzUsuń
  2. Całkowicie z Tobą się zgadzam. A jednocześnie nie chciał rozmawiać, bo po co, przecież stary nie jest w stanie czegokolwiek pojąć. Zazwyczaj nie odbierał telefonów... Wiem że bardzo nas kochał, ale nie radził sobie z agresją, alkoholem i innymi rzeczami... konieczna była niebieska karta. Nie przyjmował, że dom ma być azylem dla wszystkich i każdy ma czuć się w nim bezpiecznie. I zawsze do tego znienawidzonego domu wracał. Jak był w kłopocie odnajdywał telefon do mnie. Wystarczył dzynk, zawsze oddzwaniałem. Jakiekolwiek obojętne słowo traktował jako atak. Przecież dosłownie o wszystkim można rozmawiać spokojnie, to nie znaczy że trzeba się zgadzać.
    Cz mimo tego nie brakuje mi go teraz?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie chce pisać anonimowo bo to jak rozmowa z duchem .. Rudy z tej strony.. Z Bartkiem łączyło mnie naprawdę dużo, wiele dobrych i złych chwil.. znaliśmy się na wylot, rozmowa była zawsze na jakikolwiek temat, również o jego problemach, którymi jak wszyscy zauważyli już wcześniej praktycznie z nikim się nie dzielił. On doskonale wiedział, że ma ze sobą problem i nie umie sobie z nim poradzić, wiele razy to powtarzał.. Rozmowa czasem naprawdę to za mało, namawiałem do na rozne terapie, odstawienie alkoholu itp lecz kto znal Bartka wiedzial jak reaguje na jakies rzeczy na ktore chce sie go namowic.. nie dało się..On jak mowil musi sam chce sie zmienic i on jednego dnia chcial staral sie a drugiego juz nie.. znalem go, bylismy jak bracia, bedzie mi go brakowalo.

      Usuń
  3. Panie Marku doskonale wiem o czym Pan mówi. Z tym problemem walczę od 10 lat! Mąż mój, kolega ze szkoły Bartka również narkoman, obecnie w stanie 10 miesięcznej abstynencji (brał amfetaminę i mefedron) zachowywał się tak samo. Nie chciał rozmawiać, nie chciał pomocy. Byłam bezradna widziałam jak z dnia na dzień coraz bardziej zamyka się w sobie, a ja tracę męża, a dzieci ukochanego ojca. Był agresywny, wiecznie pobudzony, głuchy na moje prośby i groźby. Aż w końcu (dzięki Bogu!!) poszedł po rozum do głowy, tak bardzo się pogubił, że zaczął tracić nad wszystkim kontrolę żył w totalnym matrixie. Dzisiaj wiem, że takiej osobie nie da się pomóc, dopóki sama nie przyjdzie po pomoc, dopóki sama nie będzie jej chciała. Wiem natomiast też to, że Ci którzy wiedzą o tym, że ktoś jest uzależniony, powinni chociaż starać się odwodzić od tego... Mam nadzieje, że Bartek miał prawdziwych kolegów, a nie tylko "koleszków" jak mój mąż. Szkoda ogromna szkoda tak wspaniałego chłopaka, tym bardziej, że wiadomo, że jego decyzja nie była tak naprawdę do końca "świadoma". Te pieprzone narkotyki zrobiły swoje. Od siebie jeszcze dodam, że ten, kto je rozprowadza powinien przeżyć to samo, co przeżywają rodziny jego "klientów"

    OdpowiedzUsuń
  4. To jest prawda, nikomu nie można pomóc na siłę. Jeśli tego nie chce jesteśmy bezradni. I dobrze napisałaś "dzięki Bogu". Mam nadzieję że uda się wszystko wyprostować w Waszym związku. Dzięki Bogu.Nie żebym był jakimś dewotem, ale tylko jemu wszystko zawdzięczam i to nie znaczy że musi mi się dobrze powodzić. Nie ma takiej obietnicy dla chrześcijan w Biblii.
    A tak na marginesie, wiele osób zwraca się do mnie "pan". Wiem, wiem, taka kultura, lecz niejednej osobie już pisałem, na "pana" trzeba mieć wygląd i pieniądze, lub pochodzenie. Wystarczy po imieniu lub na ty. Nie mam z tym problemu, a jakie wygodne.

    OdpowiedzUsuń
  5. Mój mąż to samo... Brał narkotyki i pil alkohol jakiś czas. Gdy oodstawial lub miał tak zwany zjazd jego stan był tragiczny.. Gleboka depresja myśli samobójcze. Wszystko przez nagły spadek hormonu dopaminy. Przy dłuższym stosowaniu w ogóle jej nie ma. Nie odczuwa się wtedy przyjemnych doznan pozytywnych odczuć. Empatii brak. Dlatego znów bral mefedron bo podnosi na chwile dopamine w mózgu. Nie radzę nikomu brać tego gowna. Silnie uzależnia już od pierwszego razu. Mój mąż cudem z tego wyszedł. MMasakra. Ale już do końca życia bierze leki bo jego mózg już sam się nie zregeneruje. A Bartek po prostu się pogubil i się poddał. Momentami ból i żal po jego śmierci przeradza się we wściekłość. Jestem na niego zla chwilami. Próbowałam z nim rozmawiać na ten temat bodajze w tamte wakacje. Tylko się przygnebil jeszcze bardziej. Nie miałam pojęcia jak mu pomoc... Ciężko było do niego dotrzeć. Tęsknie za nim ;(

    OdpowiedzUsuń
  6. Panie Marku, używam i używałam takiego zwrotu ze względu na szacunek;) Ale skoro lepiej po imieniu to nie widzę problemu. Tak jak pisałam wyżej "dzięki Bogu" mój mąż na dzień dzisiejszy jest czysty... Ale czym jest 10 miesięcy w "czystości" w porównaniu do 10 lat pod wpływem? Przychodzą ciężkie momenty, kiedy go ciągnie, wtedy staram się być z nim i przy nim (nie zawsze jest to proste). Strach, że nałóg powróci jest i na pewno zostanie na zawsze, bo narkoman zostaje narkomanem na zawsze , podobnie jak alkoholik alkoholikiem.... Wracając do Bartka, mąż widział Go kilka tygodni temu, kiedy Bartek czekał na autobus do pracy... powiedział, że było z nim ciężko... :(

    OdpowiedzUsuń
  7. Dobrze, że nie boimy się podejmować takich trudnych tematów. Można by wszystko przemilczeć, zamieść do kąta. Może również tym sposobem uda się dotrzeć do innych w podobnej sytuacji, lub w jej przedsionku.

    OdpowiedzUsuń
  8. O takich sprawach trzeba mówić głośno!!!! Kiedy zorientowałam się, że problem męża jest dużo poważniejszy niż mi się na początku wydawało zaalarmowałam CAŁĄ rodzinę zarówno jego jak i moją, żeby wszyscy byli wyczuleni... To był mój głos rozpaczy i bezsilności, wobec tego co się z nim działo... Najbardziej smutne było tylko to, że jego brat wiedział dużo i jak się dziś okazuje o wiele więcej niż mi się wydawało i krył go... krył, żebym się niczego nie dowiedziała, nie zdając sobie sprawy z tego, ze wyświadcza mu niedźwiedzią przysługę!!! Dzisiaj (na szczęście) obaj wiedzą, ze było to skrajnie nieodpowiedzialne i głupie,... Dobrze, że i Pan tu o tym pisze, może właśnie koledzy Bartka którzy mają podobny problem opamiętają się...

    OdpowiedzUsuń
  9. Tak, trzeba mówić. Tym bardziej że sprawa Bartka ciągnęła się od lat. Wcześniej były dwie próby samobójcze. Raz próbował wyskoczyć z balkonu, to znowu z wiaduktu. Dużo by opowiadać. Każdy jest zdany tylko na siebie. Nie można też liczyć na jakąś pomoc systemową. Wszyscy mają dużo czasu. Jak powiedział jeden niebieski anioł (niebieska karta), będą coś robić gdy będzie trup. Dzisiaj akurat przyszły dokumenty z Prokuratury sygnowane datą 1 czerwca 2015 (data śmierci Bartka) o wszczęciu postępowania o namawianiu przez osoby trzecie do samobójstwa. W końcu ten cały system sprawiedliwości też musi z czegoś żyć. Ale co tam, słów mało...

    OdpowiedzUsuń
  10. Niestety pomocy nie ma, dla policji, szpitali, urzędów to tylko statystyki. Z tego co Pan pisze problem Bartka był bardzo i to bardzo głęboki. Problem męża również ciągnie się latami, jak już pisałam wcześniej, ale nigdy nie posuwał się do takich dramatycznych kroków... Ale właśnie, gdzie szukać tej pomocy, skoro tam gdzie powinna być jej nie ma i człowiek pozostaje sam na polu walki o najukochańsze osoby w swoim życiu (dzieci, męża, żonę, matkę, ojca...). Pamiętam jak 11 lat temu samobójstwo popełnił mój wujek- również zniszczyły go alkohol i narkotyki. Pamiętam również jak moja mama wraz z jego żoną zgłosiły się na policję z prośbą o pomoc w jego odszukaniu, bo istnieje prawdopodobieństwo popełnienia przez niego samobójstwa ( podały adres pod, którym może się znajdować, osoby z którymi mógł być- wszystko na tacy). Co zrobiła policja? Oczywiście nic, bo musi minąć 24 godziny żeby zacząć szukać "zaginionego". Jeszcze tego samego dnia po zgłoszeniu, wieczorem brat wujka znalazł go powieszonego na klamce od drzwi. Próbował odebrać sobie życie trzy razy ( wskazywały na to trzy daty na liście, który pozostawił - w tym dwie zamazane). Po jego pogrzebie, na drugi dzień, do mojej mamy (jako osoby zgłaszającej) zadzwonił policjant przyjmujący zgłoszenie i żartobliwie zapytał "Czy zguba się znalazła", na co mama odpowiedziała "Tak. właśnie go pochowaliśmy".... Pisze pan "w końcu ten system też musi z czegoś żyć...." Ale na Boga oni nic nie robią! Nie pomogą, wtedy kiedy trzeba, umieją łapać tylko "drobnych przestępców", a prośby o pomoc bagatelizują... Zacytuję za Panem "Ale o tam, słów mało....";/

    OdpowiedzUsuń